![]() |
Przejmujaca i chwytajaca za serce opowiesc o tym, jak dokonywala sie kasata czterechsetletniego klasztoru, wypedzenie z niego zakonnic i likwidacja kosciola, polaczona z jego profanacja, nad czym czuwalo wojsko i pewien bardzo srogi pulkownik. Fragment opowiadania: „Zabrano nam wszystko, co bylo majatkiem doczesnym, dajacym sie spieniezyc. Zostaly pamiatki, relikwie, ktore obca reka mogla sprofanowac. Te trzeba bylo w pewnym miejscu od profanacji zabezpieczyc. Robily sie wiec dniami calymi pakunki: stare ornaty, relikwie, krucyfiksy, kielich dany przez Marie Ludwike i pacyfikal z czasow pierwszych Jagiellonow, rodzinna relikwia jednego z Radziwillowskich domow, od dwustu lat ozdoba naszego skarbca. Siostra Salomea, zakrystianka, przynosila po jednym te skarby nasze – z rak puscic nie chciala, calowala je, placzac, po kolei. Ten krzyz pamiatka po naszych fundatorach, kniaziach Hirskich… Te ampulki srebrne, przy celebrze biskupiej uzywane, ukrywane tak starannie przed chciwym okiem rewidujacych urzednikow… A oto srebrna monstrancja, najswiezsza, za naszej juz pamieci sprawiona, ale za lepszych czasow, na pamiatke czterechsetnego jubileuszu klasztoru. I na to wszystko nie beda sie juz patrzec nasze oczy!…”
|